środa, 9 marca 2016

To wszystko to tylko gra pozorów

Oczywistym jest, tak mi się zdaje, że każdy cudowny post w internecie, czy to na facebooku, czy innym instagramie, jest podszyty tak naprawdę smutkiem, czy czymś w rodzaju chęci zwrócenia na siebie uwagi. Wszystko to, po to, żeby dowartościować siebie samego poprzez jakieś tam "lubię to"....
Czy to naprawdę jest aż tak ważne? Hm.. Jeśli w rzeczywistości jest się samym, każda metoda może być coś warta. Przykre jest jednak to, że patrząc na te wszystkie śmiejące się twarze, idealne fotki ciuszków, kosmetyków, pięknie wymodelowanych sylwetek itp. itd. kryje się pod nimi zupełnie coś innego. Nie mówię, że wszystko to chęć zwrócenia na siebie uwagi, bo w realu jest się szarą myszką. Może to wszystko dlatego, że umieram z nudów wieczorami? Jednak nie żyjesz tutaj, bo żyjesz w sieci. Odkładasz swoje życie na bok, zamykasz się na wszystko, bo tak jest łatwiej.
To boli, że właściwie to wszystko, co siedzi w nas w środku nie wychodzi do przyjaciela, brata, siostry.. nie wiem. Tak serio to chyba chcę napisać trochę o sobie...
Boli właśnie fakt, że mimo przyjaźni, miłości w rodzinie czuję pustkę. Wiem czym może ona być spowodowana, ale nie chcę drążyć. Mam poczucie, że oddaję się wszystkiemu w całości; jak tylko mogę - pomagam. Czuję, że nie dostaję nic w zamian. Być może jestem próżna, albo nie widzę swoich wad, czy je wypieram. Nie wiem. Niekiedy czuję totalną bezsilność wobec świata, ale wiem, że bycie biernym na tym etapie, na którym jestem nie jest najlepszym wyjściem. Ba, w ogóle nie jest wyjściem, bo będzie jeszcze gorzej. Niby wszystko jest w porządku, ale jednak czegoś brak. Wiem, że codziennie muszę o coś walczyć, ale nie jestem pewna, czy to nie walka z wiatrakami. Czy nie jestem takim naiwnym Don Kichotem XXI wieku... rety, jaka banalna metafora... wiem - tyle, że pasuje.
Z jednej strony powinnam być ostrożna, nie ufać, ale z drugiej strony lęk samotności. Znowu ulegam emocjom, daję się ponieść i znowu klęska. Ludzie potrafią zniszczyć człowieka.
Jak wcześniej napisałam, zamknięcie się na świat jest łatwiejsze, tyle że w pewnym momencie musisz wyjść ze swojego azylu, a to już nie jest takie łatwe... Masz obrzydzenie do ludzi, tzn mam... Dlaczego? Bo zranili mnie tyle razy, a ja wciąż próbuję nieudolnie coś ugrać. Najdziwniejsze jest to, że ciągle kończę porażką, a mimo tego nadal zaczynam na nowo to samo, jak Syzyf. Może to błąd, że ufam bezgranicznie, jestem naiwna, daję sobą manipulować, ale wiem że nie ja jedyna. Chyba piszę teraz z myślą, że może ktoś przeżywa coś podobnego, może pomoże, doradzi, podzieli się doświadczeniem. Dobrze jest się wygadać.
Nie radzę nic, bo jednak nie jestem autorytetem w żadnej dziedzinie. Wiem, wiem.. wcześniej dodałam post "jak poradzić sobie ze smutkiem", jednak nadal myślę, że niektóre z tych metod są całkiem ok. Nie mam pomysłu na zakończenie.
To będzie w porządku - Use somebody

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz